Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić Ci najlepsze doświadczenie podczas przeglądania. Pliki cookies są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim urządzeniu. Są one wykorzystywane do zapamiętywania preferencji użytkownika oraz analizowania ruchu na stronie.
Nie taki Lightning straszny, jak
go malowali. Standard forsowany przez Apple przyjął się lepiej,
niż tego oczekiwano
We wrześniu 2012 roku firma z
kalifornijskiego Cupertino, znana z odważnych decyzji projektowych i
śmiałego wprowadzania innowacji (mniej lub bardziej udanych),
zaprezentowała nowy typ interfejsu komunikacyjnego swoich urządzeń.
Kiedy cały świat przyjął i rozwijał standardy USB, użytkownicy
sprzętów z symbolem nadgryzionego jabłka dostali Lightning.
Pierwsze komentarze były dalekie od entuzjastycznych, jednak Apple
konsekwentnie robił swoje. A konsumenci z czasem przekonali się do
tej propozycji.
Twórcy zapewniali, że kabel
Lightning będzie mniejszy i da producentom sprzętu więcej
możliwości
Pierwsze, co się rzuca w oczy przy
porównaniu wymienionych we wstępie złączy, to różnica w
wielkości. Wbrew pozorom rozmiar gniazd w smartfonie czy ma znacznie
większy wpływ na całą konstrukcję urządzenia, niż
może się wydawać na pierwszy rzut oka. Nowa technologia pozwoliła
znacząco zmniejszyć grubość telefonów, a do tego wyposażyć je
w większe i znacznie pojemniejsze baterie. Kabel
Lightning
posiada 8 pinów, podczas gdy jego poprzednik miał ich aż 30.
Przewód stał się znacznie bardziej kompaktowy, a przy tym wcale
nie stracił na funkcjonalności. Wykorzystywanie dokładnie tego
samego złącza zarówno do ładowania
akumulatorów, jak i podłączania słuchawek czy transferu danych,
okazało się strzałem w dziesiątkę. Zdaniem miłośników muzyki,
ogromną zaletą Lightninga okazała się obsługa
pozbawionego jakichkolwiek opóźnień protokołu audio. W
przypadku wtyczek z USB to opcjonalne rozwiązanie, co zmusza
melomanów do dokładnego przestudiowania specyfikacji technicznej
upatrzonego sprzętu.
Jak zwykle w przypadku Apple'a
największe kontrowersje wzbudzały wysokie ceny. Dziś mało kto o
tym pamięta
W opinii wielu ekspertów nowych
technologii, jedną z głównych motywacji wprowadzenia standardu
Lightning przez amerykańskiego giganta była chęć pełnej kontroli
nad rynkiem akcesoriów. Nowe złącze wyposażono bowiem w specjalny
chip uwierzytelniający, w założeniu uniemożliwiający
proste skopiowanie konstrukcji i wypuszczenie podrabianych ładowarek,
przejściówek itd. Użytkownicy obawiali się, że oznacza to
gwałtowny wzrost cen i tak dość drogich peryferiów dla sprzętów
marki Apple. A jak to wygląda w praktyce? Rzut oka na ofertę sklepu
internetowego Pancernik pozwala stwierdzić, że te obawy były mocno
przesadzone. Dobrej jakości kabel Lightning, w zestawie z
dodatkową przyssawką, można tam kupić za ok. 25 złotych.
Z kolei ceny przewodów USB zaczynają się od 19 zł. Niech każdy
najlepiej sam oceni, czy taka różnica znajduje rozsądne,
praktyczne uzasadnienie.